pana książka nosi dość nietypowy tytuł. O czym ona w ogóle jest? "Po chamsku nie po pańsku, czyli jak się żyło i godało w Woli Radziecki i najbliższej okolicy. Życie, gwara i obyczaje mieszkańców wsi Wola Radzięcka i okolic w latach mojego dzieciństwa i młodości". Jest to, jak ja to nazywam, praca pseudonaukowa. To luźny materiał zawierający troszkę pracy technicznej, troszkę esejów - taki miszmasz dotyczący naszej mowy, kultury i tradycji. Coś do lekkiego poczytania i potraktowania z przymrużeniem oka. Chociaż myślę, że może się to komuś przydać do jakiejś poważniejszej pracy. Pisał pan wszystko z głowy? To nie jest praca naukowa i nie podpierałem się żadnymi badaniami czy tekstami źródłowymi. Jest to praca w pewnym sensie innowacyjna, bo nikt tu wcześniej w taki sposób nie pisał. Chciałem utrwalić to, co zostało w mojej pamięci i spróbować ocalić od zapomnienia część naszej kultury i tradycji. Wola Radzięcka, którą pan opisuje, to chyba takie zagłębie żywej jeszcze gwary w naszym regionie? Jeśli chodzi o gwarę mieszkańców, to coraz słabiej to wygląda, ta mowa zanika. Język literacki, czyli ogólnopolski, wchodzi u nas do użytku w dużym zakresie i zauważa się coraz mniejszą znajomość gwary. Mamy jeszcze do czynienia z pewnymi naleciałościami, przemieszaniami. Ale dzieci, młodzież posługują się już raczej czystym językiem polskim. Chociaż wciąż zdarza się pewne językowe pomieszanie z poplątaniem. Wśród osób starszych gwara jest rzeczywiście nadal popularna, zwłaszcza w domach, w zamkniętym kręgu. Na zewnątrz jest jej coraz mniej. Idąc na zewnątrz: do lekarza, do urzędu, ludzie posługują się językiem literackim. Niektórym nadal może się wydawać, że jeżeli ktoś mówi gwarą, to znaczy, że nie zna czystej polszczyzny. A z tego, co pan mówi, wynika, że mieszkańcy wsi mają dużą świadomość językową. Nieznajomość języka literackiego, czyli tzw. czystej polszczyzny, mogła się zdarzać jeszcze w czasach, gdy szkolnictwo nie było ogólnodostępne. Myślę, że jeśli ktoś ze starszego pokolenia chodził chociażby do 7-klasowej szkoły, to od dziecka potrafił sobie dobrze radzić w posługiwaniu się językiem literackim. Ale zaobserwowałem przypadki, gdy ludzie znali język literacki, a mimo wszystko z pewnych powodów, czy to w urzędach, czy w sklepie godali po naszemu. Myślę, że było to takie zaakcentowanie własnej tożsamości, może nawet próba lekceważenia urzędników czy na przykład mieszkańców Frampola, którzy nazywali mieszkańców okolicznych wiosek chamami - stąd zresztą tytuł mojej publikacji. "Po chamsku" - czyli naszą gwarą, "po pańsku" - czyli w mieście. Polecam przeczytać tę książkę. Powinna być dostępna w Bibliotece Miejskiej w Biłgoraju. Można się czegoś nauczyć, ale i dobrze bawić. Starałem się, żeby było prosto, śmiesznie, zabawnie i jednocześnie interesująco. Temat gwary woleńskiej jest panu bardzo bliski. Od dawna jest pan związany z Wolą Radzięcką? (...)
Mieszkaniec gminy Frampol napisał książkę. Takiej jeszcze nie było
Opublikowano: Aktualizacja:
Autor:
reklama
Przeczytaj również:
Wiadomości Biłgorajskie
reklama
reklama
reklama
reklama
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ
Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM
e-mail
hasło
Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ
reklama
Komentarze (0)