Józef Krzysztof Giza urodził się 13 marca 1957 roku w Tarnogrodzie. Tu ukończył Zasadniczą Szkołę Zawodową zdobywając zawód piekarza i ciastkarza. W 1977 r. wyjechał do Katowic, gdzie odbył służbę wojskową. Potem rozpoczął pracę jako cieśla w kopalni „Wujek”. W tym czasie wstąpił też do NSZZ „Solidarność”.
W dniach 14-16 grudnia 1981 r. na terenie kopalni brał udział w strajku okupacyjnym, który wybuchł na znak sprzeciwu wobec wprowadzenia stanu wojennego. 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji KWK „Wujek” przez oddziały MO i ZOMO został śmiertelnie ranny. Postrzelony z broni maszynowej. Jeden pocisk trafił go w lewą rękę, a drugi w szyję. Pogrzeb odbył się 20 grudnia 1981 w Tarnogrodzie. W 34. rocznicę pacyfikacji kopalni „Wujek” został 16 grudnia 2015 r. pośmiertnie odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności: -O tragedii na „Wujku” dowiedziałem się z radia. Była to złagodzona informacja o śmierci górników. Nie wiem czy to przeczucie, czy jakaś intuicja, ale będąc w grupie znajomych, wybuchnąłem płaczem, że zabili Krzyśka. Sugerowano mi, że w kopalni jest wielu ludzi, a moje przeczucia są przesadne. Okrutna prawda ziściła się następnego dnia. Tarnogród w czasie stanu wojennego, tak jak każde miasto, miał punkt kontrolny w postaci szlabanu i barakowozu, który ulokowany był na wysokości obecnego przystanku PKS. Poza tym nic szczególnego tu się nie działo. Oczywisty był zakaz poruszania się z miasta do miasta, na podróżowanie wymagana była przepustka wydawana przez tutejszy komisariat MO – wspominał kolegę z dzieciństwa, Stanisław Dołomisiewicz. Strajk w kopalni „Wujek”. Zdjęcie archiwalne Po paru dniach ciało Krzyśka przywieziono nie do rodzinnego domu, ale do kościoła. Mówiąc najprościej ukryto trumnę z ciałem w bocznej nawie, tzw. babińcu. Razem z kolegą Henrykiem Sz. poszliśmy na plebanię do ks.dziekana Ludwickiego z prośbą o wystawienie trumny przed głównym ołtarzem. Chodziło nam tylko o modlitwę, Różaniec, tak jak jest to w zwyczaju. Niestety, klucze od pomieszczenia, gdzie ukryto ciało, były w posiadaniu osób, które obawiały się zamieszek w związku z zaistniałą sytuacją. Cóż mogliśmy zrobić. W przeddzień pogrzebu uszyliśmy biało-czerwony sztandar, chcieliśmy nakryć nim trumnę. Oczywiście był wieniec od kolegów z biało-czerwoną szarfą. Pod presją osób starszych, bo my byliśmy wtedy 20-latkami, w obawie przed aresztowaniem zrezygnowaliśmy ze sztandaru. Nałożyliśmy w trakcie nabożeństwa żałobnego wieniec z biało-czerwoną szarfą na wierzch trumny. Oczywiście nie było to takie proste, bo pomiędzy żałobnikami w kościele byli obecni ludzie, którzy musieli złożyć dokładną relację odpowiednim władzom tzw. ORMO, a wbić szybko pinezkę w lakierowaną trumnę, by przytwierdzić białą-czerwoną szarfę, nie było takie proste. Ale się udało. Zgodnie z planem przy wynoszeniu trumny z kościoła wieniec odpadł, na trumnie została tylko biało-czerwona szarfa. I o to nam chodziło. We mszy św., mimo mroźnego zimowego dnia, uczestniczyło bardzo dużo ludzi. Niektórzy być może nie znali Krzyśka, ale przyszli, aby zamanifestować bunt przeciwko obecnemu systemowi i wyrazić poparcie nowemu, niosącemu nadzieję wolności ruchowi, jakim była nowo powstała „Solidarność”. Trumnę z bocznej nawy wynoszono na kościół na chwilę przed rozpoczęciem Mszy św. Wiadomo, że najbliżsi chcieli zobaczyć ciało, a to było zabronione przez władzę. Mimo tego z pomocą organisty pana Korniaka otworzyliśmy wieko trumny, ale to była króciutka chwila. Każdy chciał zobaczyć pokaleczone ciało Krzyśka. W rezultacie zrobiło się duże zamieszanie. Utkwiły mi w pamięci tylko zaklejone przylepcem lekarskim rany postrzałowe na twarzy mego Kolegi. Aby zapobiec dokumentacji fotograficznej wydarzenia, kondukt żałobny prowadzony przez ks. Grzegorza wychodził z kościoła o zmroku.W latach 80. nie było karawanów. Trumnę wkładało się na wózek akumulatorowy, który był wypożyczany od tutejszego zakładu metalowego. Mimo bardzo złej pogody, było bardzo zimno, trasa konduktu spowita była lodem, do tego panował już mrok, postanowiliśmy, że na własnych ramionach przeniesiemy trumnę na miejscowy cmentarz. Kondukt żałobny miał charakter patriotyczny, mijając budynek posterunku milicji, organista pan Korniak zaintonował pieśń „Boże, coś Polskę”. Muszę przyznać, że pierwszy raz słyszałem tę pieśń śpiewaną z taką szczerością i patriotyzmem. Pogrzeb Krzysztofa Gizy. Zdjęcie z archiwum rodzinnego Kiedy byliśmy z Krzyśkiem małymi chłopcami, jak to dzieci opowiadaliśmy sobie własne marzenia. Pewnych sytuacji nie jestem w stanie zrozumieć, choćby tego, dlaczego utkwiły mi w pamięci dziecinne marzenia Krzyśka mówiącego: – Wiesz, jak ja bym chciał być popularnym, tak żeby o mnie mówili i pisali.Niesamowite, tak, Krzysiu, Bóg sprawił, że mówią i piszą o Tobie, ale czy tak to sobie wyobrażałeś… Z pogrzebu Krzyśka pamiątką jest jedno czarno-białe zdjęcie. Z szacunku dla mego Kolegi uznałem za stosowne podzielić się wspomnieniami, by młodzież przechodząca obok mogiły zamordowanego górnika miała świadomość, że tu leży ich rówieśnik, który też miał swoje plany i marzenia, który dla dobra nas wszystkich nie zawahał się oddać tego, co miał najważniejsze – życie…” – wspomina w Nowej Gazecie Biłgorajskiej, Stanisław Dołomisiewicz.Tarnogród pamięta o swoim górniku. Brutalnie zamordowany (foto)
Opublikowano:
Autor:
reklama
Przeczytaj również:
Wiadomości Biłgorajskie
reklama
reklama
reklama
reklama
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ
Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM
e-mail
hasło
Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ
reklama
Komentarze (0)